Niedawno napisałem, że uważam za błąd towarzyszące przed pierwszą turą większości zwolenników Andrzeja Dudy przekonanie o niemożliwości wygrania przez niego prezydentury od razu. Czy mam rację, nigdy się nie dowiemy. Tym niemniej twierdzę, że nie było to wykluczone.
Jeżeli jednak chodzi o wczorajszą debatę, ta nie pozostawia złudzeń: wiara w nieudolność medialną pozostawionego samemu sobie Komorowskiego okazała się być tylko mrzonką i pobożnym życzeniem. Patrząc na jego występ pod kątem wrażenia jakie wywierał na widzu, na pewno pokonał Andrzeja Dudę. Był pewny siebie, swobodny, drwiący i momentami bezczelny. Nie przypominam sobie, żeby choć raz dał się wyprowadzić z równowagi. Zachował się jak stary wyga, doskonale świadomy swojego obycia medialnego i wynikającej z niej przewagi. Na takim tle spięty i poddenerwowany Duda prezentował się zwyczajnie blado.
Gdybym więc miał wskazać zwycięzcę pierwszego spotkania, na pewno byłby nim urzędujący prezydent.
Jest jednak w tym wszystkim jedno małe „ale”, które sprawia, że całościowo nie nazwałbym tego pojedynku porażką konkurenta Komorowskiego.
Paradoks ten wynika stąd, że kandydat Platformy i PSL był zbyt dobry. Zbyt bezczelny, zbyt pewny siebie, zbyt napastliwy. Uwypuklił tym samym tę butę władzy, której ludzie zdają się mieć dość. Owszem, idealnie trafił do tych wszystkich, u których nienawiść do PiS przeplata się głębokim przekonaniem o bezalternatywności polityki prowadzonej przez PO, ale oni i tak w życiu nie zagłosowaliby na kogoś innego. Wątpię jednak, by zadziałało to – o elektoracie Dudy już nie wspominając - na niezdecydowanych.
Z drugiej strony jednak, czy spiętemu Dudzie udało się przekonać do siebie kogoś spoza grona własnych wyborców?
Wszystko zależy głównie od tego, na ile naprawdę ludzie są już zmęczeni tak wyraźnie wyeksponowaną wczoraj arogancją obecnej władzy. Myślę, że tak i ten nadspodziewanie dobry – z punktu widzenia wrażenia pewności siebie i spójności przekazu – występ Komorowskiego, może okazać się zwycięstwem pozornym, a przynajmniej bez większego znaczenia.
Jakkolwiek by nie było, Duda ma o czym myśleć przed kolejnym wystąpieniem.